małe 2

Uphill Magurka MTB to jeszcze mało rozpoznawalne zawody, ale na pewno warte uwagi. Czemu? Niewiele jest imprez, gdzie istnieje odrębna kategoria Fat Bike. Tutaj takowa jest. Co prawda w dość egzotycznej kombinacji - Enduro i tłuściochy razem - ale zawsze to krok w dobrym kierunku! 

Uphill Magurka MTB ( wcześniej Magurka Uphill ) to zawody rozgrywane w Gminie Wilkowice w Powiecie Bielskim, w woj. Śląskim. Odbywają się dwa razy do roku - pierwsza edycja w czerwcu, druga we wrześniu. Trasa liczy jedynie nieco ponad 5 km długości, ale przy przewyższeniu 470 m, więc jest dość treściwie. Nachylenie miejscami sięga aż 20 %. Choć to w sporej części asfaltowa droga, to organizatorzy chwalą się, że to trzeci pod względem trudności podjazd w Polsce! W tym sezonie trasa została zmieniona i będzie mniej ropopochodnej nawierzchni na rzecz typowych leśnych ścieżek. Dla nas najcenniejszą informacją jest utworzenie odrębnej kategorii dla Fatów. Choć trochę wylano dziecko z kąpielą, bo połączenie z Enduro to dość dziwna kombinacja i raczej nie faworyzująca rowerów na tłustym kole. Pozytywną wiadomością jest koszt wpisowego, a właściwie jego brak. 

 

magurka plan

 

Pierwsza edycja w tym roku odbyła się 10 czerwca. Limit miejsc to… 150 kiełbas - jak z humorem poinformowali organizatorzy. Kto pierwszy, ten lepszy. Zgłoszeń można było dokonywać przez internet. Biuro zawodów zorganizowano na terenie Ośrodka Wypoczynkowego "Wilczek". Dobrze było mieć ze sobą kartę zgłoszeniową, którą dostajemy na maila po zarejestrowaniu, aby oszczędzić czas na formalności. Jednak jak ktoś jej zapomniał zabrać bądź nie miał jak wydrukować, na miejscu czekały gotowe do wypełnienia zgłoszenia. Do odebrania był numer startowy oraz chip do pomiaru czasu. Rozdawano je według kolejności zgłaszających się do biura i nie posiadały naszego imienia i nazwiska, jak w zeszłym roku. Pozostało przytroczyć takowy do kierownicy i założyć czip na nogę. Start pierwszego zawodnika przewidziano o godz. 10.00 w okolicach wjazdu na teren OW "Wilczek" w Wilkowicach Górnych, tuż powyżej zapory wodnej. Zawody rozgrywane są w formie czasówki, więc następni rywale będą ruszać w odstępach 10 - 15 sekundowych. Mam wszystko co potrzeba, tłuścioch odchudzony jak to tylko możliwe i gotowy do walki. Dzień wcześniej otrzymał jeszcze nowy napęd 1x11, z którym wiązałem nadzieję na przyjemniejszą wspinaczkę. Pozostało tylko wykonać lekką rozgrzewkę i udać na linię startu.   

 

mag 2

 

Przyjechałem wcześniej, więc miałem jeden z pierwszych numerów: 18. Oznaczało to, że długo na start czekać nie będę. Odliczanie i go! Ruszam dość mocno, ale w przeciwieństwie do zeszłego roku, staram się oszczędzić nieco sił na końcówkę, bo tam były najtrudniejsze fragmenty trasy. Początek to gładki, aczkolwiek dość stromy asfalt. Patrzę na poprzedzającego mnie zawodnika i utrzymuję mniej więcej jego tempo. Wyglądało na dobre do momentu, kiedy minął mnie pierwszy "przecinak". Ołć! Chyba jadę trochę za wolno. Próbuję zwiększyć prędkość, ale niezbyt mi to wychodzi. Za to moje nogi płoną! Do tego miejscami brakuję wiatru i robi mi się duszno. Chyba na Facie toczę się nieco wolniej, niż gdybym jechał na lekkim anorektyku. Liczę jednak, że poza asfaltem pójdzie  mi lepiej. Skręt niemal 180 stopni i już zaczyna się szuter. Chwilowo jest też płasko, więc przyspieszam. Nawet wyprzedzam jednego zawodnika. Nadal nie jestem demonem prędkości, ale przynajmniej teraz różnica jakby mniejsza. Szkoda, że całość trasy tak nie wygląda. Wpleciono tutaj też dość długi zjazd - fajnie! Można chwilę odetchnąć, schłodzić łydy i zaczynam ponowną wspinaczkę. Do mety już niedaleko, więc podkręcam tempo. Po drodze jeszcze ostry garb, na którym nogi grzeją się do czerwoności i powoli wjeżdżam już na płaską polanę. Tutaj jeszcze kilka winklów i ostatnia prosta do mety. Jestem! Mój czas nie powala - 36 min. z małym haczykiem - ale też nie ma tragedii. Okazuję się, że jako jedyny jechałem na tłuściochu,a i tak udało się wyprzedzić sporo osób. Wzbudzałem więc niemałe zainteresowanie..

 

małe 2

 

Chwila na złapanie oddechu i już czekam tylko na kolegę, który wystartował z odległym numerem. Samemu się obżerać, kiedy kompan toczy nierówną walkę? No nie wypada. Organizatorzy oczywiście zadbali o oprawę. Na mecie dostępne są napoje izotoniczne, woda oraz ciepły posiłek dla każdego zawodnika. Do wybory kiełbaska lub grochówka. Ponadto dostępne były lane napoje regeneracyjne z pianą i bez - wszystko w cenie 5 zł. Ponieważ jest chłodno, biorę tylko ciepłą zupkę i napój. Zakładam pelerynę przeciwdeszczową (jedyne co miałem ze sobą dodatkowego) i sprawdzam wyniki. Zaraz będzie dekoracja.

 

foto 10 2

 

Niestety pogoda psuję się. Dodatkiem do całości miały być sprinty rowerowe. Zawody miały być rozegrane na polanie obok schroniska na zróżnicowanej i krętej trasie około 600 m. Prawo udziału miało mieć 16 najlepszych zawodników, wyłonionych spośród wszystkich chętnych, którzy przystąpiliby do indywidualnych kwalifikacji przed startami głównymi. 16 najlepszych zawodników zostałoby następnie podzielonych w cztery, 4-osobowe grupy ćwierćfinałowe. Do półfinału awansowałoby po dwóch najszybszych zawodników z każdej grupy. Analogicznie do finałów awansowałoby po 2 najlepszych z półfinałów. Finał miał być rozgrywany na sprzęcie organizatora! Taka dodatkowa atrakcja. Wszystko jednak zepsuła wielka chmura, która nasunęła się na szczyt Magurki i wymusiła na organizatorze szybsze zakończenie imprezy. Tuż po wręczeniu jednej z ostatnich nagród, które były losowane wśród wszystkich uczestników (po zakończeniu dekoracji zwycięzców), przyszła ulewa. Nie pozostało nic innego jak szybko udać się na dół na parking i prędko ewakuować.

 

foto 9 2

Kolejna edycja Uphill Magurka zakończona. Ponownie mogę bez chwili zawahania powiedzieć o super organizacji i wyjątkowym, kameralnym klimacie tej imprezy. Rośnie też poziom sportowy, niektóre wyniki dla mnie wręcz kosmiczne. Organizatorzy uważnie wsłuchują się w sugestie samych uczestników, stąd dodatkowa kategoria Enduro/Fatbike, Choć to ciągle nie będzie w pełni zachęcać do startu na tłuściochach, na czym nam zależy szczególnie. Ale nie ma co kręcić nosem, bo to kolejna impreza, gdzie zrobiono i tak wielki ukłon w stronę miłośników tłustego koła. Dzięki. Trzeba tylko licznie brać udział w takowych, a na pewno doczekamy się w końcu odrębnej kalsyfikacji. 

Maciej Paterak