[2024-08-18] Po Mazurach jeździłem, ptaki płoszyłem, dystans robiłem. Do końca roku 135 dni – przejechane 5583 km – do przejechania 4417 km – średnio dziennie 33 km.
Artur Drzymkowski
Uwaga: Poniższy tekst proszę traktować jak blog. Kolejne akapity odliczające czas do końca 2024 będą pojawiać się od najnowszych do najstarszych.
[2024-08-18] Długi weekend ...
Wyszedł bardziej rodzinnie, choć rowerowo coś się udało zrobić. Zrobiłem objazd znanych mi szutrów w okolicy Ełku, ale udało mi się też zabłąkać w zupełnie nowe miejsca. Na przykład: na łąkę za Bartoszami, gdzie niechcący przepłoszyłem stado żurawi. A na ledwo zarysowanej drodze przez pastwiska do Szarek - myszołowa. Ot Kevin Costner był Tańczącym z Wilkami, a ja - Płoszący Ptaki ;) Były jeszcze grane kajaki, ale one nie wliczają się #wyzwanie10k ;)
Do końca roku 135 dni – przejechane 5583 km – do przejechania 4417 km – średnio dziennie 33 km.
[2024-08-13] Prawie połowa sierpnia
W poniedziałek wszystkie media trąbiły o Nocy Perseidów, więc zmotywowany tym nieziemskim zjawiskiem wyrywałem się na Gassy. Nie tylko ja, ale tłumów nie było. "Spadających gwiazd" też nie. Za to chłód mnie zaskoczył, więc bez ociągania po zaliczeniu minimalnego dystansu dziennego z małym hakiem wróciłem do domu. W sumie Perseidy już widziałem - 3 lata temu ;)
Zbliża się długi weekend z zaplanowanym wyjazdem do rodziny na Mazury. Oczywiście zabieram rower, ale czy mi się uda nań wyrwać, to już takie oczywiste nie jest ...
Do końca roku 140 dni / przejechane 5473 km / do przejechania 4527 km / średnio dziennie 32 km.
[2024-08-08] Nowa Nadzieja
Skąd ta nadzieja pytacie? Otóż dość nieoczekiwanie w niedzielę 4 sierpnia z Jackiem Nosowskim przejeżdżamy na raz Szlak Orlich Gniazd w wersji rowerowej. O tej trasie gadaliśmy już od jakiegoś czasu, aż tu nagle okazało się, że obaj mamy wolne w terminarzach rodzinnych. Szybka transakcja kupna biletów PKP w obie strony z rowerami, i pojechaliśmy.
Przyznaję się, że turystycznie to zupełnie Nam nie wyszło ... Na przykład: tu pięknie wyglądam na tle zamku, czy adekwatnie do tematu czyli Szlaku Orlich Gniazd. Ale nie pytajcie mnie jaki to zamek i gdzie on. W zasadzie to liczyła się tylko droga ... droga pokonywana na rowerze - że tak zatną romantycznie ;)
Pierwszą część trasy z Częstochowy do Żarek, znałem trochę z TransJury. Podobało mi się, stąd chęć poznania reszty. W Żarkach musiałem zakładać dętkę w przednią oponę, która się rozszczelniła na kocich łbach w alei dębów. To mi się nie podobało. Do Olkusza, gdzie mieliśmy popas w Da Grasso - było pięknie. Potem było również ładnie, ale odcinki z dużym ruchem samochodowym psuły odbiór. Las Zabierzowski – super! Już za tablicą Kraków, na drodze gruntowej prowadzącej przez jakieś tereny zielone, łapię bite-snake na kamieniu – nie fajnie. Przejazd Aleja 3 Maja przy Plantach, w tym tłumie ludzi, po wcześniej spędzonych godzinach w lasach i polach to lekki szok dla mnie. Szok ukojony vege pitą w Ottamam (#toniejestkebab) oraz wielkim pączkiem z różą na Rynku.
To był dobry dzień, który dla mojego wyznawania znaczył plus 200 km. Jacek na tą okoliczność skręcił takiego shorta.
Do końca roku 145 dni / przejechane 5281 km / do przejechania 4719 km / średnio dziennie 33 km.
[2024-08-02] Jest już za późno!
Serwis StatsHunters przysyła mi miesięczną statystykę z wszystkich moich aktywności z lipca oraz podsumowanie roczne. Gdzie między innymi stoi wytłuszczone na czerwono - Najlepszy rok 2019 10045 km. "Aby osiągnąć to, co najlepszym roku potrzebujesz pokonać 4830 km."
Takie maile dostaję co miesiąc, ale chyba nastój półmetka wakacji i związana z nim nostalgia, przywołują refren piosenki (z czasów mojego harcerstwa) Starego Dobrego Małżeństwa:
„Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!”
Ustaliłem wewnętrznie sam ze sobą, że może i jest za późno, ale może warto spróbować. Bo tu wjeżdża inny „doradca” – Pan Wojciech Młynarski:
„Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chcę”
W 2019 było łatwiej, ponieważ pracowałem w biurze i każdego dnia na samych dojazdach dziennie robiłem minimum 20 km. Wałęsając się na powrotach, dobijałem czasem do 40 km. Czyli dystans nabijał się niejako sam – przy okazji. Siedząc na home office, metoda „na przy okazji” nie wypali. Może to i lepiej – większa satysfakcja z sukcesu będzie? Hę?
Gdybym zaczął ten projekt, jak rozsądny człowiek, 2 stycznia, to dzienny dystans opiewał by 27 km. Ale ja wtedy, jak każdy prawdziwy mężczyzna kupiłem karnet na siłownię ;)